Są słowa, jak noże. Są słowa, których wolelibyśmy nie usłyszeć. Są słowa, które przyklejają się do powierzchni naszych myśli i zmieniają ich tory. Są słowa, które powinny zostać wykasowane, lecz nie ma speca, który potrafiłby to zrobić. Są słowa, dla których warto próbować.

Płakałam wielokrotnie, próbując zrozumieć. Płakałam jeszcze więcej razy, nie mogąc pojąć dlaczego tak zapamiętale ranię samą siebie. Skąd we mnie ta determinacja? Skąd ten natłok słów, które nie powinny być pod własnym adresem wypowiadane... nigdy.

Płakałam i krzyczałam na przemian. Jak mogłam do tego dopuścić? Jak mogłam pozwolić, aby ta gorycz i ten żal rozlały się nie tylko po moim wnętrzu, ale także po wspólnych ścieżkach, tych, których powinnam strzec. Dlaczego dopiero teraz rozumiem?

Rozumiem, że wszystko, co się ze mną stało pod wpływem wypowiedzianych przez kogoś słów, sprawiłam ja sama. Pozwoliłam sobie na to, ponieważ byłam obnażona, bezbronna i pogubiona, ponieważ nie wiedziałam jeszcze, jak to powinno działać. Pogubiłam się zupełnie w mechanizmach, które kierują relacjami. Szukałam tam spojrzenia, które wypracowałam z biegiem lat, będąc częścią określonej społeczności.

"Na szerokie wody mnie pędź..." (nadal słucham muzyki pisząc i właśnie "przemówił do mnie" Mrozu) wreszcie, słuchając tych słów, doskonale rozumiem, że jest to piosenka, którą powinnam zadedykować samej sobie. Że nie jest to tekst, który powinnam wyśpiewać komuś, kto ma stać się "wodą na mój młyn". Choćby był samym Bogiem...

Nie można nikogo zmienić, nie można zakazać mu wyrażania własnych emocji, choćby robił to w najbardziej nieudolny sposób, wypowiadania słów, choćby miały ostrza jak noże. Można za to nie dopuścić tych słów do siebie. Nie pozwolić, aby pozostawiły w nas trwały ślad, zrzucały nasze myśli na nieprzychylne nam tory i budziły potrzebę zemsty, czy oczekiwanie zadośćuczynienia.

Gdybym dziś, teraz, usłyszała to wszystko, zdjęłabym z siebie niewyobrażalny ciężar, przespałabym każdą z zarwanych nocy i oszczędziłabym sobie wielu poranków z zapuchniętymi oczami. Gdybym teraz usłyszała to wszystko, byłabym gotowa. Ale nawet to nie ma znaczenia. To już się stało, to już było, tego już nie ma, a ja mogę jedynie TERAZ postawić ponad wszystko i mozolnie zeskrobać każde z niechcianych słów z własnych skrzydeł, by poniosły mnie lekko na szerokie wody...

A może "był nam, był pisany sztorm"...?

Muzyczka do Kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=MVnL9lVskSc&list=RDJYWQwTQBzQI&index=13&ab_channel=Mrozu

6 lutego 2024r.