Ostatnio nie jestem średnim obserwatorem. Patrzę, widzę, lecz wszystko, co do mnie dociera przepuszczam przez filtr własnych potrzeb. Szukam. Bardzo intensywnie, bardzo uparcie, tego, co może przyspieszyć uzdrawianie mojej duszy. Tak, mam wrażenie, że bidulka zmaga się z jakąś infekcją. I nie jest to zwykły katar, jakieś tam trochę zmyślone sru tu tu tu, ale coś z górnej półki, z gatunku psychofizycznych, z naciskiem na "psycho", przewlekłych chorób.

Niestety mam świadomość, że nie zareagowałam w porę. Nie podałam suplementów, nie otuliłam ciepłym kocem, nie przytuliłam...
"Pójdźmy dalej, niż wskazuje nasza mapa, dalej, niż myślimy i wierzymy."
To zdanie przemówiło do mnie na tyle mocno, że postanowiłam uczynić z niego jeden z transparentów mojej codzienności. To zdanie może być nie tylko, jak drogowskaz, ale także, jak suplemet i ciepły koc. To zdanie może pozwolić mi reagować w porę, w przyszłości, a teraz kontynuuować mozolny proces zmian, na które ONA czeka.

Moja dusza wie, dokąd mnie prowadzić, wie, co dla mnie dobre, skąd przyszłam i dokąd zmierzam, jednak ja często nie chcę tego usłyszeć, ani zrozumieć. Jestem głucha na jej wołania. Dlatego słabnie, łapie infekcje i zasypia... a kiedy śpi, we mnie budzi się samotność.

Dziś zrobiłam coś dobrego dla niej i dla siebie, dla nas. Przyjęłam słowa wypowiedziane pod moim adresem, jednak cedząc je dokładnie. Postanowiłam nie dopuścić tych, które nie są o mnie, a jedynie dokarmia je żal płynący z drugiej strony. Postanowiłam podnieść do rangi najważniejszych te, które mi służą, choć było ich niewiele.

Jeszcze nim odcedziłam dobre od złego, miałam wrażenie, że moja twarz zapłonęła żywym ogniem. Jedyne, na co miałam w pierwszym "odruchu" ochotę, to schować się przed całym światem i wyć, wyć i pozwolić, by zalało mnie morze łez... Zamiast tego, dałam sobie chwilę. Dałam sobie milczenie, dałam sobie czas, dałam sobie oddech - spokojny i głęboki.

Wróciłam do domu, bardziej milcząca niż zwykle, ale Tomek już wiedział, co ze sobą niosę, więc nie naciskał... Trochę się wkurzył, kiedy zaczepiłam córki o gary w zlewie i poparł je, gdy rzuciły, że "jeszcze nim zdążyłam na dobre przekroczyć próg, już im wytykam, czego nie zrobiły". Powstrzymałam się przed lawiną słów, zamknęłam się w pokoju, a potem, w zupełnej ciszy, myśląc o oddechu, wzięłam prysznic, przebrałam się w koszulę nocną i położyłam do łóżka. Nie, nie chciałam jeszcze zasnąć, chciałam jedynie odnaleźć spokój.

Tomek wysłuchał kilku zdań, którymi się podzieliłam, kiedy położył się tuż obok, a ja poczułam, że wypowiedziane na głos, tracą swoją moc, torując drogę wyciszeniu. Wyszłam do dzieci, które nie zamierzały jeszcze się kłaść (w końcu miały ferie;)) i spędziłam z nimi godzinkę, może półtorej. Rozmawialiśmy, żartowaliśmy, syn pokazywał prezenty, które dostał od znajomych z okazji urodzin, a które wcześniej obejrzałam pobieżnie. Zasnęłam potem w mgnieniu oka i miałam naprawdę dobre sny. A rano... rano wszystko wydawało się prostsze, niż kilka godzin przedtem.

"Bycie refleksyjnym i porzucenie impulsywności daje nam możliwość zmiany." Tym razem refleksja uratowała moją noc, dodała mi pewności, że nic nie jest takie, jakie wydaje nam się być w pierwszym "odruchu". Oby częściej...

Muzyczka do Kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=z0EZSFAnD04&ab_channel=MTJWytw%C3%B3rniaMuzyczna

8 lutego 2024r.