Zbieramy się do ostatniego etapu przeprowadzki Mamo. Jesteś już gotowa? Spakowałaś swoje rzeczy? Pożegnałaś się ze swoim ukochanym widokiem z kuchennego okna? Zabrałaś to, co niezbędne, czyli dobre wspomnienia i te wszystkie śmiechy w głos i czas, który pozostawił w nas dobre ślady, który możemy ponieść dalej, lekko i bez zadyszki? 

Chodzę po osiedlu, które tak doskonale znam i zastanawiam się, jak to ugryźć? Czy dam radę? Czy to już ten etap, abym mogła na spokojnie przeprowadzić siebie i swoich najbliższych przez kolejną zmianę. Naprawdę pokaźnych rozmiarów... zmianę. Świeci słońce, to dobrze. Szkoda, że wczoraj jakby trochę mniej mieliśmy czasu... chociaż dobrze, że mieliśmy go w ogóle. Bez słów... przekraczałam po raz ostatni próg, jak sądziłam. Dziś przekroczę go ponownie, ale tylko po to, aby ogarnąć resztę niezbędnych rzeczy. Wieczorem, tak zupełnie i ostatecznie, to już nie będzie Wasze, ani nasze mieszkanie.

Dziwne to. I dziwne, że to jedyna myśl, która mi towarzyszy, jedyna nazwana, prawie-emocja. Dziwne. Nie smutne, przerażające, przepełnione żalem, czy niechciane. Po prostu "dziwne".

Dwa dni temu, podczas zakupów na poczcie, nasza Najstarsza podeszła do mnie, kiedy kupowałam bilety i inne takie, i powiedziała, że znalazła coś w sam raz dla mnie. Kiedy wyciągnęła "to coś" zza pleców, nie powiem, byłam zaskoczona, choć niezupełnie. Zawsze lubiłam maskotki. Kiedyś, na początku znajomości (tej bliższej:)) z Tomkiem, często dostawałam maskotki różnej maści, bo większością z nich bezgranicznie się zachwycałam.
Wzięłam ją, czy też jego, od niej i przyjrzałam się. Córka, zachęcona moją ciekawością i zapatrzeniem, uwolniła potok słów mających mnie przekonać:
- Zobacz, jaki jest piękny i w twoim ulubionym kolorze. I ma skrzydła i łuski i zobacz, jak się nazywa i co o nim piszą.
Patrzę i czytam: "I can blow fire, it's easy for me. And my big wings let me fly wild and free." Uśmiecham się. Faktycznie, to jakby o mnie i dla mnie. Idealnie do mnie pasuje.
- Ile kosztuje?
- Nieważne, ja kupię. Żeby poprawić ci humor, żeby ci nie było smutno w związku z tą przeprowadzką... żeby ci było weselej.
- Daj spokój. Nie jest mi smutno.
- Trochę na pewno jest. Ja chcę ci go kupić.
Chwilę później byłam już w pracy, a ona i nasz syn w autobusie, w drodze do domu. Tuż obok mnie, w torbie stojącej na krześle, maskotka, która ma mi poprawiać nastrój... wyjęłam ją i postawiłam na biurku. Przyjrzałam się raz jeszcze, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Faktycznie działa.

Dziś wszyscy razem pomożemy w ostatnich pakowaniach i przewożeniach. Pomożemy zamknąć ten rozdział, a Kaprys, bo tak go/ją nazwałam, będzie razem z nami. Tym bardziej, że, zgodnie z tym, co napisano na etykiecie, którą przytwierdzono do jego/jej ucha, dziś są jego/jej urodziny.

Muzyczka do Kawki:
https://www.youtube.com/watch?v=_g_tuOS-iZ4&ab_channel=TheDoors

23 lutego 2024r.